Maciej Stuhr podzielił się wyznaniem o córce. "Czułem, że jestem to winny osobom z programu"
Maciej Stuhr opowiada o tym, jak przez cztery sezony wcielał się w seryjnego mordercę w serialu "Szadź", ale także o wyzwaniach związanych z nagrywaniem "Autentycznych". To w tym programie opowiedział o swojej córce.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: "Szadź" to cztery sezony, pięć lat produkcji, dość dużo czasu, żeby zżyć się z postacią Piotra Wolnickiego...
Maciej Stuhr, aktor: To prawda, ale muszę od razu zaznaczyć, że to powoli staje się normą. Ostatnio coraz więcej gram właśnie tak: "długoterminowo". To duża zmiana na rynku filmowym i, jeszcze bardziej, serialowym - jeśli jakiś pomysł, jakiś projekt odniesie sukces, zwykle pojawiają się jego kolejne części czy sezony. I wtedy rzeczywiście jest szansa, żeby z daną postacią zżyć się mocniej. Z aktorskiego punktu widzenia to też duża zmiana: kiedyś miarą talentu i sukcesu była różnorodność postaci, które się gra. Dziś ludzie chcą spędzić więcej czasu ze swoimi ulubionymi bohaterami czy bohaterkami, więc aktorzy i aktorki mają mniej szans na zmienianie swojego wizerunku i granie innych postaci, wiążą się z tymi, które odniosły sukces.
Z Wolnickim nie było się chyba jednak łatwo związać, przecież to seryjny morderca, postać wyjątkowo mroczna i zła?
To prawda, ale - nieco paradoksalnie - to wcale nie była dla mnie najtrudniejsza rola do zagrania. Dlaczego? To wynika chyba z dawkowania emocji i napięcia - praktycznie od samego początku serialu wiadomo, kim jest ten bohater i jak potworną ma naturę. To był dla mnie rzeczywiście wysoki próg do przejścia. Ale musiałem to zrobić od razu, na samym początku tej pracy, potem było już łatwiej. Tym bardziej że po rozmowach z pionem reżyserskim doszliśmy do wniosku, żeby tę postać grać w sposób oszczędny, wykorzystując niewielką ilość środków, może nawet wręcz minimalistycznie. Moim głównym zadaniem było więc raczej powstrzymywanie się od nadekspresji.
I to było trudne?
Trochę. Ale tak naprawdę, z technicznego punktu widzenia, najtrudniejsze były zadania, które dostałem przy okazji ostatniego, czwartego sezonu. Moja postać ma już wtedy trudności z chodzeniem, mówieniem. Wiarygodne zagranie takich stanów wymagało konsultacji i dużej liczbie prób. Zniekształcony sposób mówienia ćwiczyłem w domu godzinami. W trakcie tej produkcji pojawiło się jeszcze jedno wyzwanie, tym razem - zupełnie nieplanowane. W czasie powstawania trzeciego sezonu, podczas kręcenia jednej ze scen, skoczyłem tak nieszczęśliwie, że uszkodziłem sobie nogę: zerwałem więzadła i zgruchotałem łękotkę.
![Maciej Stuhr w "Szadzi"](https://plebiscyt-teleshow-2023.wpcdn.pl/img/photos/placeholder.webp)
Trzeba było zatrzymać produkcję?
O zatrzymaniu nie było mowy, ale trzeba było przesunąć sporo terminów. Kierownictwo produkcji miało z tym mnóstwo dodatkowej pracy. Ja natomiast musiałem się nauczyć grać tak, żeby nie było widać, że coś jest ze mną nie tak. Wiele scen nabrało bardzo statycznego wymiaru - np. siedziałem przy biurku, zamiast chodzić po pokoju. Musiałem też korzystać z pomocy dublera, który zastępował mnie np. w scenach, w których miałem gdzieś podbiec - nie mogłem sam tego zrobić.
A czy łatwo było zerwać ze stereotypem aktora grającego postacie pozytywne, często radosne i optymistyczne i wykreować tak odmiennego bohatera?
To jest raczej pytanie do widowni - czy mi się to udało? Mogę tylko powiedzieć, że z szerokim uśmiechem przyglądam się zawsze reakcjom widzek i widzów młodszych na tyle, żeby nie móc mnie kojarzyć z takimi filmami jak np.: "Chłopaki nie płaczą" czy "Fuks". "Szadź" to dla nich często pierwsza okazja, żeby się spotkać z moim aktorstwem. Dla nich jestem kimś innym, niż np. dla ich rodziców - jestem facetem od mrocznych postaci.
W ostatnim czasie zrezygnowałeś z prowadzenia programu "Autentyczni", w którym rozmawiałeś z osobami w spektrum autyzmu. Dlaczego?
Przyczyna była niestety bardzo banalna: proza życia. Jestem po prostu za bardzo zajęty zawodowo na planach filmowych i scenach teatralnych, żeby móc prowadzić cykliczny program telewizyjny. Wiedziałem to, jeszcze zanim zgodziłem się wziąć udział w "Autentycznych", ale ten format wydał mi się tak oryginalny, ciekawy i ważny, że nie mogłem odmówić. Szybko okazało się, że z organizacyjnych powodów ta produkcja będzie trudna - zdarzył się np. dwumiesięczny okres zawieszenia nagrań, bo byłem na zdjęciach za granicą. Już wchodząc do tego projektu, mówiłem, że może się tak zdarzyć, że trzeba będzie mnie zastąpić. I to się rzeczywiście stało.
![Maciej Stuhr i "Autentyczni"](https://plebiscyt-teleshow-2023.wpcdn.pl/img/photos/placeholder.webp)
Jakich umiejętności wymagało prowadzenie tego programu?
Nie chodziło chyba o konkretne umiejętności, a na pewno nie typowe warsztatowe narzędzia aktorskie czy telewizyjne. To, co było potrzebne w tym programie, określiłbym raczej jako pewien zestaw cech psychicznych: wrażliwość, czułość, otwartość na zupełnie inny rodzaj kontaktu, inny rodzaj rozmowy. Ta otwartość była moim priorytetem: starałem się w pełni otworzyć na osoby z programu i dać im możliwość otworzenia się na mnie. Chyba nam się udało.
W ostatnim programie, w którym to ty byłeś bohaterem, powiedziałeś sporo rzeczy, których wcześniej nie mówiłeś, np. o swojej córce. Dlaczego właśnie tam?
Poziom szczerości w rozmowie z bohaterami i bohaterkami tego programu w oczywisty dla mnie sposób musiał być zupełnie inny, niż w oficjalnych wywiadach. Znacznie wyższy. Ich się po prostu nie da okłamać. W kontakcie z nimi kluczem jest spontaniczność - nie da się niczego zaplanować. Wiedziałem, że ten odcinek będzie dla mnie trudny i że padną tam słowa, które trudno będzie mi wypowiedzieć na głos. Ale czułem, że jestem to winny osobom z programu. Miałem nadzieję, że dzięki temu uda się zwrócić na nich uwagę szerszej publiczności i przywrócić im miejsce w społeczeństwie, które im się bardzo należy.
Ostatnio twoje nazwisko pojawiało się w mediach z kilku pozazawodowych powodów: opowieść o córce, śmierć ojca. Jak to jest przeżywać związane z takimi sprawami emocje na oczach mnóstwa osób?
Nie obchodzi mnie zupełnie, co ludzie o tym myśleli i jak to komentowali. Przez te wszystkie lata mojej - nie lubię tego słowa, ale niech będzie - kariery, zdążyłem się już przyzwyczaić, że moje prywatne życie odbywa się w przestrzeni publicznej. Nauczyłem się też, żeby nie śledzić debaty na te tematy. Jest w niej zbyt wiele złych emocji, niechęci, czasem wręcz nienawiści i pogardy, żeby się tym przejmować. Staram się więc zamykać takie sprawy w moim prywatnym kręgu, nie komentować ich publicznie. Skupić się na moich bliskich i robić swoje, chroniąc ich przy okazji.
Osiągnięcie takiego stanu chyba nie było łatwe. Jak to się robi?
Tak, to rzeczywiście były długie lata pracy nad sobą. Wszystko zaczęło się na dobre przy okazji premiery filmu Władysława Pasikowskiego "Pokłosie" z 2012 roku. Komentarze, które wywołał, pokazały mi jak na dłoni, jak bardzo podzielone jest dziś polskie społeczeństwo. A dla mnie osobiście była to w zasadzie pierwsza sytuacja, która uświadomiła mi, że nie mam tylko samych wielbicieli i wielbicielek, że jest mnóstwo osób, które zachowują się, jakby były moimi wrogami, czasem wręcz - wrogami bardzo zaciekłymi.
Początkowo było mi trudno to zaakceptować, ale z czasem doszedłem do jedynego możliwego w takiej sytuacji wniosku - że jeśli dalej chcę robić swoje, muszę się na tym skupić, a nie zajmować i przejmować się sprawami, na które nie mam żadnego wpływu. Zbyt wiele widziałem w środowisku sytuacji, kiedy ludzie nie wytrzymywali nienawistnych komentarzy i wrogiej atmosfery, które ich dotykały i wycofywali się pod ich wpływem z zawodu czy wręcz w ogóle z życia. Nie chciałem kiedykolwiek być doprowadzony do takiej sytuacji. Nie czytam więc komentarzy na swój temat, wolę poczytać mądre książki.
Zdarza ci się za to wypowiadać na tematy polityczne. Jest prawie półtora roku po wyborach z 2023 roku. Jak oceniasz obecną sytuację w Polsce?
Po ogłoszeniu wyników tamtej elekcji oczywiście kamień spadł mi serca, ale ani przez chwilę nie miałem złudzeń, że Polską kiedykolwiek będzie władał rząd, którego będę zagorzałym zwolennikiem i z którego programem będę się zgadzał w stu procentach. Z wielu spraw w dzisiejszej Polsce jestem bardzo niezadowolony, ale cały czas mam nadzieję, że przynajmniej część z nich uda się zmienić.